sobota, 30 kwietnia 2022

29. Spacerek + nowy nagłówek bloga

Hejka. Sorry za poślizg. W ciągu dwóch tygodni przerobiłam już chyba wszystkie aplikacje "typu Blogger" na trzech telefonach. Ta, z której korzystałam ostatnio, przestała działać.


Wyszłam sobie na spacer, zabrałam kilka modeli i zrobiłam trochę zdjęć. Nic specjalnego, ale dało mi wiele frajdy.

To nasza nowa koleżanka - Eleonora Rosegarden. Nazywamy ją zwykle Elinor, czasami po prostu Elą. Ma trzydzieści cztery lata. Czasami mam wrażenie, że matkuje nam wszystkim ;) Ogarnia nawet Payata. Z powodzeniem startuje w zawodach ujeżdżeniowych. Często trenuje na Heavy, która jest jej ulubionym koniem w stajni.

Elinor szkoli nam przyszłego mistrza - Nefryta. Straszny z niego rozrabiak, ale kochany.

Przeszedł się nawet ulicą. Na szczęście, nie jechało żadne auto.

Zaraz jednak zawrócił w stronę lasu, gdzie pasła się jego mama.

A tutaj jego najlepszy przyjaciel, Negro. Muszę się pochwalić, że to źrebię arabskie to mój najstarszy model. Rocznik '92! Maluch jest dziewięć lat starszy ode mnie, w dodatku produkcji niemieckiej.

Negro odebrał tytuł mojego najstarszego modelu wałachowi shire z 2000 roku.

Moje jakże cudowne zdjęcie z kreatywnym podpisem. Screen z wersji roboczej posta z 2016 roku, bo nie mam aktualnych 😅

Przy okazji, dołączyła do mnie córka Mikołaja - Poziomka. Teraz brakuje mi już tylko mamusi do kompletu.

Poziomka ma cudnie pocieniowany ogonek.

A co tu się zakamuflowało? To Piniata!

Czy mnie się wydaje, czy jej przednie nogi są trochę koślawe? 😂 Ale pyszczek ma ładny.

I zdjęcie z boku. Ma fajne kopytka w paski i srebrne podkowy.

Roza (u nas zwana Inką) i jej córka, Cynka.

Na klaczy są czarne plamki. Niestety, mydło nie pomaga, a magicznej gąbki trochę boję się na niej użyć.

Jej szyja wygląda ładnie z obu stron.

Szkoda, że gumeczki w grzywie nie są pomalowane na czerwono, tak jak kokardka w ogonie. Może kiedyś naprawię ten błąd.

Cynka ma wyciągniętą szyję, jakby wypatrywała czegoś z ciekawością.

Ciekawe, czy to bażant, czy zając?

Ela na Heavy.

I już zdążyły mnie wyminąć 😂

Zdjęcie, które w najbliższych dniach pójdzie na nagłówek.

To do następnego

piątek, 8 kwietnia 2022

28. Prima Aprilis - śnieg w kwietniu

Witajcie. Mówiłam już, że czas wolny u mnie leży i kwiczy? Plastikowe koniki płaczą za mną na półce, huśtawka w ogrodzie i książki również, a zwierzaki domagają się pięć razy więcej uwagi, niż zwykle. Przy okazji, moje zwierzęce stadko powinno powiększyć się na zimę o... Dwa prawdziwe konie! O ile zdążę zebrać odpowiednie fundusze, ale jestem dobrej myśli. Bylebym nie zapeszyła! Spokojnie, plastiki nie są zagrożone, moja kolekcja zostanie w niezmiennym składzie, zbyt wiele raczej też nie przybędzie. Rodzice zadeklarowali chęć dołożenia pewnej części, trochę już odłożyłam sama (stąd brak czasu 😅), a pensjonat odpadnie, bo za miesiąc przeprowadzamy się do domu, gdzie jest ponad półtora hektara łąki i zabudowania, które będę mogła zaadaptować pod konie. Chcę je mieć przy sobie. W okolicy las, rzeka, a ze mnie typowy terenowiec. Żyć, nie umierać. Miejsca na dwa źrebaki starczy. Wolę odchować od odsiadka, niż kupić starsze konie, bo docelowo chciałabym zajeździć je z pomocą doświadczonego instruktora. Przyznam szczerze, że z jazdą mi się nie spieszy - w okolicy jest dobra trenerka, u której kiedyś jeździłam na uroczym, srokatym hucułku. Zdzwoniłam się z nią i okazało się, że nadal ma Bolka i będę mogła wrócić do jazd na nim. To typ konia, jakiego nigdy nie chciałabym mieć, bo chociaż ma niezmordowane pokłady cierpliwości, idealny dla mnie wzrost i jest bomboodporny, to jednak... Brakuje mu energii i chęci do życia, co bardzo sobie cenię (czy każdy hucuł i konik polski tak mają, czy tylko ja mam do nich takie szczęście? Podzielcie się teoriami 😜). Zwykle jeździłam na wyższych i bardziej "niecierpliwych" koniach, ale Bolek to Bolek. Nie da się go nie kochać. Cóż, rozpisałam się, a kompletnie nie o tym miał być post, wybaczcie.

Pierwszego kwietnia spadł śnieg, a jeszcze poprzedniego dnia było piętnaście stopni na plusie! Przez następne dni spadło tyle białego puchu, że mieliśmy go po kolana. Akurat miałam chwilę czasu, to pstryknęłam kilka zdjęć modelom, które na chybił trafił wybrała z półki moja mama.


W bonusie dostajecie powyższą gęś, Majkę. Zdjęcie zrobione po pierwszej godzinie opadów. Sami przyznajcie, krajobraz bardziej bożonarodzeniowy, niż przedwielkanocny. Zwierzaki były zdziwione, jak nie wiem. Dzień później, nasza pekinka, Tosia, już na progu wpadła w zaspę trzy razy większą od siebie.


Delgado uwielbia galopady po śniegu.


Moje ulubione zdjęcie - Bailey na słupku ogrodzeniowym. Wybaczcie rozmazany pysio i ogon, akurat noga ześlizgnęła mi się ze skarpy w momencie cykania. Bardzo lubię ten model. To golden retriever z 2003 roku. Ma naprawdę ładną rzeźbę. Skusiłam się na niego, mimo, że nie zbieram psów, a i wielką fanką goldenów też nie jestem 😅


Bailey z fioletowonosym Mefistem.


Bailey i Apacz to dobrzy kumple. Przynajmniej ten pierwszy tak sądzi, bo kucykowi zdarza się postraszyć go kopytkami czy zębami. Payat był zachwycony śniegiem. Często umykał mi spod obiektywu. Padok zasypało, nie było mowy o lekcji jazdy, dlatego chłopiec jeździł luźno po terenie stadniny.


Delgado - ciąg dalszy. Kochany z niego dzikus. Zupełnie nie przypomina spokojnego, dumnego Mefista, który dał sobie nawet zrobić portrecik. Oj, mam już specjalistę dla pinciaka (*zacieram ręce z przebiegłym uśmiechem*).


Moja mama stwierdziła, że te uszy wyglądają bardziej jak rogi 😅


Uwaga: teraz czas na "zdjęcia artystyczne" od których rozbolą Was oczy.


"Hej, przecież to nie twój koń, złaź!".


Nadal uwielbiam baśniowy styl, chociaż coraz bardziej unikam go jak ognia. Za dzieciaka myślałam, że idealne zdjęcie wygląda tak, jak powyższe. I poniższe. No cóż...


Przyznam szczerze, że brakło mi pomysłu, co zrobić z ostatnimi zdjęciami, dlatego zaczęłam bawić się nowym edytorem.

Następny post powinien pojawić się za kilka dni. Może w końcu uda mi się pokazać (stare już) nowości.

Do następnego,
Riley :*